Witajcie.
Na wstępie proszę o wybaczenie, że nie umieszczam wcześniejszych relacji. Czasu, wbrew pozorom, brakuje. Pozostałe relacje uzupełnię w wolnym czasie.
Wczoraj zakończyliśmy inauguracyjne przejście Ślężańskim Szlakiem Świętego Jakuba. Nie było nas na szlaku wielu, jednak jak powiedział ksiądz w Kostomłotach: 'liczy się jakość, nie ilość’. Większość z Was pewnie świętowała uroczystość naszego patrona w swoich okolicach. Na szlakach jakubowych w miniony weekend działo się naprawdę wiele.
[vodpod id=Groupvideo.3050130&w=425&h=350&fv=allowFullScreen%3Dtrue%26]
Wracając jednak do Szlaku Ślężańskiego. Prace nad szlakiem trwały kilka miesięcy. Powstał on przy współpracy Fundacji Wioski Franciszkańskiej z Urzędem Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego, Powiatami Średzkim i Wrocławskim oraz Gminami Sobótka, Kostomłoty i Środa-Śląska. Miałem szczęście pracować nad szlakiem przez ten cały czas, więc poznałem jego każdy centymetr. Poznałem też ludzi mieszkających na szlaku i usłyszałem wiele ciekawych i wzruszających historii przez te kilka miesięcy. Spełniłem też kilka obietnic, jakie złożyłem przed Świętym Jakubem w Santiago. Od dzisiaj wykreślam je z notesu i biorę się za realizację kolejnych planów.
Ale najpierw kilka słów o samym przejściu. Już w piątek dotarli do nas Emilia, Szymon i Paweł. Moi rodzice, tradycyjnie, zaoferowali pomoc i nakarmili oraz przenocowali pielgrzymów. W sobotę o świcie ruszyliśmy na Ślężę z przełęczy Tąpadła. Na szczycie zgromadziliśmy się w około 10-osobowej grupce. Zwiedziliśmy szczyt i o godzinie 7.00 uroczyście otworzyliśmy Ślężański Szlak. Z braku szampana musieliśmy się zadowolić butelką izotoniku, który wypiliśmy z jednej butelki. Ruszyliśmy w dół. Po drodze wpadliśmy do domu, gdzie Ewa przygotowała kawę dla wszystkich. Pełni energii ruszyliśmy w stronę kościoła św.Jakuba, gdzie o 9.30 odbyła się msza święta. Na mszy pojawiła się reszta pielgrzymów. W sumie pośród nas znalazły się osoby z Białegostoku, Warszawy, Krakowa, Jeleniej Góry, Skorogoszczy, Wrocławia, Oławy i Sobótki. Mszę wraz z naszym wikariuszem koncelebrował O.Roman Tomaszczuk, za co składam wielkie dzięki.
Ruszyliśmy z Sobótki w kierunku pochmurnego nieba, które za wsią Garncarsko otworzyło się dokładnie nad nami. Pele(g)rynki na plecy i idziemy dalej. Po pół godzinie czułem się, jakbym szedł boso. W butach miałem po dwie szklanki wody. Za Tworzyjanowem rozciąga się chyba najdłuższy, odludny odcinek szlaku. Właśnie tam większość z nas przemokła najbardziej. Na dokładkę deszczu szlak tonął w kałużach, więc należało patrzeć pod nogi.
Gdy minęliśmy ruiny pałacu w Maniowie postanowiliśmy z Andrzejem, że staniemy w Borzygniewie na drugie śniadanie. W nogach mieliśmy już ok. 18 kilometrów, poza tym reszta pielgrzymów była daleko za nami idąc w grupkach po dwie, trzy osoby. W Borzygniewie kościół zamknięty. Odpoczynek znaleźliśmy pod wiatką przy sklepie spożywczym. Andrzej kupuje po pętku kiełbasy i siadamy na ziemi.
Po około pół godzinie jesteśmy prawie w komplecie i postanawiamy ruszać. Deszcz się uspokoił i zaczyna wychodzić słońce. Za Borzygniewem przechodzimy wiaduktem nad trakcją kolejową i malowniczym odcinkiem szlaku kierujemy się do wsi Buków. W Bukowie nikt nie przystaje na dłużej, bo jesteśmy zaledwie 3-4 kilometry od Ujowa, gdzie stoi kościół św.Jakuba.
W Ujowie czeka na nas stół zastawiony napojami. Gasimy pragnienie i wchodzimy do środka. W związku z nadciągającą burzą postanawiamy przeczekać w kościele. Wcześniej Andrzej, wdrapując się na wieżę kościelną i bijąc w dzwony, oznajmia nasze przybycie. Korzystając z okazji do nauczania owieczek, ks.Roman przemawia do nas na temat sakramentu pokuty (i nie tylko). Zgodnie stwierdzliliśmy potem, że był to jeden z ważniejszych punktów naszego weekendowego pielgrzymowania.
Deszcz mija i ruszamy na ostatni odcinek dzisiejszego szlaku, prze Osieczynę do Kostomłotów. W Ujowie żegnamy ks.Romana i jego przyjaciół. W Osieczynie jesteśmy widokiem conajmniej egzotycznym. Dzieci stoją w grupce i szepczą do siebie: 'patrz, patrz, kto to?’. Matka woła dzicko i mówi: 'O mój Boże, wariaci, uważaj’. Wątpię, by przez Osieczynę przechodziło więcej niż 20 osób w ciągu roku (wliczając nas).
W Kostomłotach odnajdujemy budynek Gimnazjum Gminnego, gdzie wita nas Pani Beata Mamczarz, szefowa wydziału promocji Gminy Kostomłoty. Dzięki uprzejmości gminy mamy przyszykowaną salę, napoje ciepłe i zimne oraz gorącą wodę pod prysznicem (nie zdarza się codzień na szlaku). Pani Beata zabiera nas do sklepu i kupuje produkty do chleba na kolację i śniadanie. Myślę, że Gminę Kostomłoty można stawiać za wzór pod względem gościnności tuż obok znanych nam Dobrzenia, Skorogoszczy i Kamienia Śląskiego. Takie przystanki na szlaku zapamiętuje się na długo i chce się tam wracać. Wielkie dzięki!
Spora część grupy rozjeżdża się do domów. Żegnamy się do następnego razu (sierpniowe przejście Va Regia?).
Wieczór mija nam szybko i w okolicach 23-ciej jesteśmy gotowi do snu. W tym czasie Andrzej przewraca się na drugi bok. Pobudka o 6.30. Śniadanie, kawa i pędzimy na 8-mą do kościoła. Żegna nas Pani Beata, która przyjeżdża sprawdzić czy wszystko OK i po odbiór kluczy. Na mszy wita nas ksiądz proboszcz i sporą część kazania poświęca właśnie nam.
PON – PIĄ: 10:00 – 18:00
SOB: 10:00 – 14:00
NIEDZ: Jesteśmy zamknięci
Nie wstydź się! Daj nam znać jeśli masz pytania.